Kochani, jak z pewnością zauważyliście tegoroczna zima dała nam wszystkim mocno w kość – zmroziła kompletnie tak łagodną przecież o tej porze roku Wielką Brytanię, sparaliżowała Eurostar i PKP, narobiła chaosu na europejskich dworcach i lotniskach, zamieniając niektóre z nich w masowe sypialnie, nie wspominając nawet o tym, że po raz kolejny zaskoczyła drogowców – a mnie dodatkowo obdarowała męczącą grypą, z którą mniej lub bardziej zaciekle walczę praktycznie od Świąt… W tej sytuacji, ja, Gorąca – jak sama nazwa wskazuje stworzenie ciepłolubne – postanowiłam się na tak bezczelnie zimną europejską zimę obrazić… i przenieść się na jakiś czas pod sam równik, gdzie akurat afrykańskie lato w pełni ;-)
Za trzy tygodnie wsiadam w samolot do Nairobi, by spędzić luty w Kenii i Tanzanii, a tam oprócz „przepisowego” safari w Serengeti i na kraterze Ngorongoro, spróbować ziścić odwieczne marzenie o wdrapaniu się na ośnieżony szczyt Kilimandżaro oraz spełnić swoje jeszcze inne, bardziej prywatne marzenie na jednej z egzotycznych plaż Zanzibaru… Wbrew temu, co napisałam powyżej, wyjazd ten nie jest spontanicznym fochem spowodowanym zimą w Paryżu (niestety, bo fajnie byłoby gdyby mnie było stać na takie fanaberie!), wyprawę planowaliśmy w teorii od dłuższego czasu, w praktyce natomiast wyszło i tak bardzo na hurra – i teraz mam niewiele czasu na przygotowania i załatwienie miliona spraw na ostatnią chwilę (w sumie nihil novi…). Wybaczcie mi więc proszę, jeśli Paryż nie jest teraz moim priorytetem – przez najbliższe parę tygodni będę zajęta gorączkowymi przygotowaniami do podróży, które to, jak i samą wyprawę, mam zamiar w miarę możliwości opisywać, ale nie tutaj, a pod innym adresem (nie chcę „profanować” paryskiej tematyki tego bloga ;-)). Jak tylko miejsce to się zmaterializuje wkleję tu linka dla tych, którzy mieliby ochotę na trochę „Afryki na gorąco”:-)
UPDATE: Zainteresowanych zapraszam tutaj (póki co „wersja robocza”).
11/01/2010 o 00:33 ·
Ouah! To naprawde genialnie! Sprobujemy sobie wiec radzic przez ten miesiac sami…i oczywiscie bedziemy czytac o afrykanskich podrozach w jakims innym miejscu…Pozdrawiam
11/01/2010 o 00:54 ·
Znaczy, ze jak wrocice z Afryki, to bedziemy gratulowac? :)
11/01/2010 o 14:01 ·
Pomysł rewelka! I też coś mi pachnie gratulacjami za plażę w Zanzibarze :)
Więc niech duch paryski będzie tam z wami!
12/01/2010 o 13:39 ·
ale fajny plan;)
12/01/2010 o 13:40 ·
acha, a plaża w Zanzibarze…brzmi ciekawie, pewnie się domyślam, ale…poczekam, aż sama się pochwalisz;) Nie ma co wyprzedzać czasu.
12/01/2010 o 22:21 ·
oj, super. bede czekac na stronki adres i maaaaaaaaase zdjec i opisow.
19/01/2010 o 00:05 ·
Że też musiałam przecyztać tą notatkę! Teraz aż skręcam się z zazdrości!!!
Na pewno będzie wspaniale! Wyszalej się za wszystkich, którzy muszą zostać w Paryżu i pozdawać wszystkie swoje partiels a la fac!
A na dobry początek gorrrące uściski!
19/01/2010 o 22:59 ·
Cudownie! Ja spedzilam w Kenii na safari w parku Tsavo moje 16-te urodziny (obchodze w lutym) i byly to z pewnoscia jedne ze wspanialszych urodzin. Jestem pewna, ze wrocisz pelna wrazen, energii i naladowana sloncem, czego Ci goraco zycze.
Jesli jadasz mieso, koniecznie sprobuj antylopy (pamietam, ze mieso antylopy bylo jednym z niewielu w moim zyciu, po ktorym nie mialam odruchu wymiotnego – to znaczy, ze bylo naprawde bardzo dobre).
Pozdrawiam goraco!
20/01/2010 o 10:51 ·
Dziekuje Wam za komentarze, wyjezdzamy za dwa tygodnie, kupa rzeczy do zalatwienia jeszcze! Zaczelam pisac pod innym adresem (o tutaj, przepraszam za chwilowe niedopieszczenie graficzne bloga ;-)) – podejrzewam, ze do wyjazdu to beda takie notki bardzo ‚na goraco’, pisane w skradzionych chwilach, ale chcialabym troche tresci tam zamiescic, bo sama przekonalam sie o tym, jak trudno znalezc sprawdzone informacje z pierwszej reki planujac samodzielnie wyjazd w te strony. O Zanzibarze tez bedzie… ;-)
@Chihiro, mieso jem (i niestety bardzo lubie, choc staram sie uwazac na to, skad pochodzi), jesli bedzie wiec okazja to antylopy sprobuje, czytalam o rewelacyjnym grill-barze gdzies pod Nairobi, gdzie mozna sie takimi specjalami zajadac – dla mnie zreszta probowanie wszelkich kulinarnych egzotycznosci to zawsze zelazny punkt podrozy :-)
20/01/2010 o 12:31 ·
Byc moze bylam nawet w tym wlasnie barze (choc pewnosci nie mam, pewnie jest takich miejsc wiecej niz jedno), bo pamietam, ze byl pod Nairobi, w wielkim namiocie i podawano wylacznie rarytasy, jak mieso antylopy, zebry i jakichs innych zwierzat, ktore kilka dni wczesniej widzialam biegajace zywo w naturze. Teraz mi sie to wydaje makabryczne, ale wtedy wzgledy humanitarne mialam mocno stepione.
W kazdym razie – wielu wrazen zycze!
20/01/2010 o 12:37 ·
@Chihiro tak, chyba czytalam o tym samym barze… i musze przyznac, ze opis menu nawet dla mnie, osoby miesozernej, brzmial dosc makabrycznie – takie ‚safari w wersji grillowanej’ ;-) Pozdrawiam
22/01/2010 o 11:07 ·
W takich momentach zawsze przypomina mi się opowieść mojego szefa o jego znajomym, który wybrał się na trip po lodowych ostępach skandynawskich. Piękne, porządne auto 4×4, pruli przez pustkowie jakieś i bum! Potrącili łosia. Łoś padł, auto ledwo bo ledwo, ale przeżyło.
Chłopcy stwierdzili, że z nich rasowi traperzy i co się będzie mięsko marnowało – załadowali truchło łosia na tył samochodu.
Nie ujechali 5 kilometrów…
Ledwo udało im się z samochodu uciec, gdy łoś dostał furii, wyrwał dach, zdemolował doszczętnie auto i pobiegł do lasu.
A oni zostali na środku skandynawskiego końca świata.
:D
22/01/2010 o 15:20 ·
Gorąca, wierzę że to będzie wspaniała podróż i już zapisuję się na prenumeratę nowego bloga :) Muszę jednak wyznać, że niezmiernie mi przykro, że blog paryski zahibernował się, bo przynajmniej dla mnie, wypełniał ważną niszę w blogosferze… No nic, będę cierpliwie czekać. :)
Co do wyjazdu, mam jednak nadzieję, że po kulinarnych degustacjach zostaną jeszcze jakieś antylopy i zebry w Afryce? ;) Ja osobiście nie jestem wegetarianką, ale polskich misiów czy żubrów bym nie skosztowała, już przy strusiu miałam ogromny dysonans. ;)
23/01/2010 o 11:17 ·
@M, historia rzeczywiscie niezla :D Choc o wiele bardziej niz chlopcow zal mi owego losia… biedaczyna sie musial przestraszyc ;)
@czara, no jakos tak wyszlo, ze ostatnio z Paryzem jestem troche na bakier… i tez mi z tego powodu przykro, ale wiesz jak jest, czasem nawet te najbardziej ‚gorace’ zwiazki sie na jakis czas ochladzaja ;) Mam nadzieje, ze po powrocie z Afryki tak bede steskniona za Paryzem, ze znowu wroce do kilku notek tygodniowo – przynajmniej taki jest plan ;)
Hm, a jesli chodzi o ‚safari na talerzu’ to tez mam, ze tak powiem ambiwalentne odczucia… tak czy siak miejsce planujemy odwiedzic, a w jakim stopniu z niego skorzystamy – to wyjdzie w praniu :)
03/02/2010 o 21:12 ·
I to mi sie podoba~!