Oaza Orientu w centrum Paryża

yersiniaO hammamie, czyli arabskiej łaźni i salonie piękności przy głównym paryskim meczecie po raz pierwszy usłyszałam od Jane Birkin… Wprawdzie nie osobiście, ale za pośrednictwem artykułu, w którym ta hołubiona przez Francuzów Angielka, zachwalała zarówno sam hammam, jak i herbaciarnię przy La Mosquée de Paris jako swoje ulubione miejsce relaksu w Paryżu, do którego regularnie chadza z wnukami i córką. Hammamów w stolicy Francji jest na pęczki – są wśród nich zarówno super-eksluzywne salony piękności, jak i osiedlowe łaźnie rozsiane po całym mieście, do których chodzą głównie mieszkający lokalnie Arabowie – jednak to właśnie ten przymeczetowy hammam jest najbardziej znany i polecany jako najbardziej autentyczny i… najtańszy. Jeśli zaś sama Jane Birkin nim nie pogardza, to ja też powinnam być zadowolona – stwierdziłam – i przy pierwszej nadarzającej się okazji zaciągnęłam tam koleżankę z Polski.

dsc_0645Grand Mosquée de Paris (tzw. Wielki Meczet w Paryżu) znajduje się w Dzielnicy Łacińskiej, pomiędzy Jardin des Plantes a Placem Monge. Jest to największa i najstarsza budowla tego typu we Francji, zbudowana w 1922 roku na wzór meczetów w Marakeszu (choć w jej architekturze widoczne są też motywy inspirowane znanymi świątyniami w Algierii oraz hiszpańską Alhambrą). Wewnątrz kompleksu meczetu, poza madrassą i salą modlitw ściśle zarezerwowaną dla wiernych, znajdują się części otwarte dla zwiedzających, m.in. tradycyjne patio, mauretański ogród oraz biblioteka. Naprawdę warto tam zajrzeć – przepiękne, tradycyjne arabskie mozaiki, misterne plafony, oraz cisza i spokój tego egzotycznego miejsca pozwalają zapomnieć na chwilę, że znajdujemy się w samym centrum europejskiej metropolii.

dsc_0649Po zwiedzaniu części religijnej meczetu, przechodzimy do jego części „komercyjnej” ze słynną herbaciarnią, arabską restauracją, miniaturowym soukiem, no i przede wszystkim głównym celem naszej wycieczki – hammamem. Jako, że my same pogubiłyśmy się nieco szukając tych atrakcji (trafiłyśmy do sali ablucji, zdezorientowane i nieobyte zastanawiając się nawet przez chwilę, czy to ma być ten słynny hammam ;-)), od razu ostrzegam, że by tam dojść trzeba wyjść z meczetu i przespacerować wzdłuż muru na drugą stronę kompleksu – wejście znajduje się na rogu Rue Geoffroy Saint-Hilaire, naprzeciwko Jardin des Plantes. Wchodzimy przez ogródek herbaciarni, zazwyczaj pełen ludzi siedzących przy mozaikowych stolikach i popijających ociekające syropem tradycyjne arabskie ciastka jeszcze słodszą miętową herbatą, jednocześnie odganiając gołębie i wróble bezczelnie żebrające o okruszki. W całej tej wrzawie ciężko może być dostrzec wejście do hammamu, które sprytnie ukryte jest za ladą ze słodyczami, między herbaciarnią a restauracją. Przed otwarciem drzwi warto jeszcze raz upewnić się, że akurat trafiliśmy na odpowiedni dzień (wtorki i niedziele są dla mężczyzn, pozostałe dni dla kobiet).

Pierwsze, co uderza w oczy po wejściu do hammamu to bogactwo kolorów i wszechobecność półnagich kobiecych ciał – w pełnej bizantyjskiego przepychu sali roznegliżowanie panie poddają się masażom, przechadzają w grupach lub wylegują podparte poduchami popijając miętową herbatę – a my mamy wrażenie jakbyśmy nagle znalazły się w haremie (niestety/na szczęście w łaźniach panuje zakaz robienia zdjęć – tutaj możecie obejrzeć parę fotek bajecznie kolorowych, pustych wnętrz). Tutejszy „dress code” to dół od stroju kąpielowego (który można na miejscu wypożyczyć) i tyle. Na ścianie tablica z oferowanymi usługami – decydujemy się na podstawowy pakiet za 38 € (w cenę wliczone jest wejście, gommage czyli peeling całego ciała, tradycyjne czarne mydło, 10-minutowy masaż olejkami oraz miętowa herbata).

Photo: O PistachioPrzemiła młoda Arabka wręcza nam kupony na kolejne zabiegi i tłumaczy skomplikowany proces korzystania z hammamu – niestety, nasze zdezorientowanie w sytuacji w połączeniu z dość kulawym francuskim sprawia, że zanim dojdziemy do szatni zapominamy zupełnie, co i jak i w jakiej kolejności. Nie przeszkadza to nam absolutnie we frajdzie korzystania z hammamu – chodzimy kolejno po każdej z pięciu sal o różnej temperaturze (w najgorętszej łaźni z basenem jest 60 stopni!) podpatrując obeznane w tym wszystkim Francuzki. Widać, że kobiety te przychodzą tu często i spędzają na zabiegach długie godziny – grupy dziewczyn leżą na marmurowych podestach, rozmawiając, masując się nawzajem, polewając zimną wodą z wiaderek i aplikując przeróżne peelingi i maseczki (poprzynosiły dodatkowe kosmetyki ze sobą, my musimy zadowolić się przydziałową saszetką z czarnym mydłem). Atmosfera jest niesamowita – plotkarski salon piękności w wydaniu na wskroś orientalnym.

W końcu stwierdzamy, że nadszedł czas na grand finale – zimny prysznic, gommage i masaż. Wspomniałam już, że meczetowy hammam to miejsce autentyczne do bólu – niektóre pracownice również bardziej przypominają stare przekupki na arabskim souku niż nimfowate panienki z eksluzywnych salonów piękności. Nasza „pani od gommage’u” do takich właśnie solidnych bab należy – na dodatek jej francuski podejrzanie brzmi jak arabski, następuje więc moment wielkiej konsternacji i w końcu widzę swoją koleżankę lądującą na plastikowym leżaku pod mocnymi ramionami pani masującej jej rozgrzane ciało specjalną rękawicą. Trwa to parę minut, po czym Arabka bezceremonialnie przepłukuje leżak szlauchem, przeciera spocone czoło i wskazuje na mnie… Wystraszona kładę się na plastiku – i tu następuje eureka – ten strasznie wyglądający gommage okazuje się najbardziej skutecznym peelingiem, jakiego w życiu doświadczyłam. Nie będę wchodziła w szczegóły, powiem tylko tyle, że po kilkuminutowym oddaniu się we wprawne i silne ręce tej potężnej pani, nasza skóra została bezboleśnie pozbawiona zanieczyszczeń, o których nawet nie wiedziałyśmy, że istnieją!

Po takim gruntownym oczyszczeniu, ze skórą gładką jak u niemowlaka, rewelacyjnym ukojeniem jest masaż olejkami eterycznymi w komunalnej sali – a potem już długi relaks, podczas którego leżymy na wielkim hammamowym „łożu” i w stanie absolutnej błogości sączymy miętową herbatę i gapimy się w bajecznie mozaikowy sufit. Zazdroszczę wszystkim tym kulturom, w których chodzenie do łaźni jest niemal codziennym rytuałem – i już wiem, że do hammamu w paryskiej Le Grand Mosquée wrócę jeszcze nie raz. Nie tylko do hammamu zresztą – również ogrodowa herbaciarnia z jej przepysznymi ciastkami i orientalną atmosferą stała się moim żelaznym punktem przystankowym podczas spacerów po tej części Paryża.

INFORMACJE PRAKTYCZNE: Adres: 39, rue Geoffrey St-Hilaire, około 10 minut spacerkiem z Île St-Louis lub Rue Mouffetard. Dojazd metrem: Place Monge. Wstęp od hammamu: 15 €. Pakiety pielęgnacyjne od 38 € do 58 € (najdroższy obejmuje półgodzinny masaż lub marokańskie tagine w restauracji). Możliwość wypożyczenia ręczników, strojów i klapek na miejscu – szczegółowy cennik tutaj. Godziny otwarcia: 10.00 – 21.00. W niedzielę hammam otwarty tylko dla mężczyzn, we wtorki rano dla kobiet, od 14.00 do 21.00 dla mężczyzn, w pozostałe dni tylko dla kobiet. Obsługa mówi słabo (lub wcale) po angielsku, więc jeśli nie znamy francuskiego (lub arabskiego!), warto wziąć słownik lub tłumacza – albo przygotować się na przygodę! Meczet można zwiedzać codziennie oprócz piątków od 10.00 do 18.00. Wstęp: 3 €. Wejście do meczetu od Place Robert Montaigne (Metro: Place Monge). Więcej informacji o meczecie na stronie www.mosquee-de-paris.org.

posted: Paryż, Przewodnik, Uroda | tagged: , , ,

9 comments

Post a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.