Przyznam, że moje pierwsze świadome zderzenie z dwudziestą dzielnicą Paryża nie pozostawiło na mnie bardzo pozytywnego wrażenia. Wybrałam się tam obejrzeć mieszkanie do wynajęcia, wróciłam nawet nie obejrzawszy owego mieszkania, zdegustowana wielką betonową pustynią, jaką pod wskazanym adresem zastałam – i kategorycznie przekreśliłam „dwudziestkę” jako miejsce bezduszne, pełne blokowisk, trochę dołujące i bardzo „nieparyskie”. Wiadomo, ostatnia dzielnica Paryża, więc niczego dobrego nie można się po niej spodziewać… [Błąd!]
Fakt faktem, że „dwudziestka” to trochę taki paryski odpowiednik londyńskiego East Endu – nie tylko ze względu na położenie geograficzne, ale również ten sam proletariacko-imigrancki klimat, robotnicze, niezamożne i czasem mało atrakcyjne osiedla (choć nie tak niebezpieczne i zaniedbane jak niektóre londyńskie dzielnice, chociażby Hackney!), a jednocześnie rosnący w siłę kultowy status pewnych okolic, masę klubów i knajp przyciągających awangardową młodzież oraz niezwykle aktywną społeczność niezależnych artystów. W anglojęzycznych przewodnikach dwudziestka określana jest często jako „up and coming”, co w zależności od stopnia cynizmu tłumacza możnaby przetłumaczyć jako „prężnie rozwijająca się i obiecująca” lub „zaniedbana i trochę niebezpieczna, ale modna wśród tych, którzy chcą być na czasie” ;-)
Turystę wybierającego się do dwudziestej dzielnicy Paryża powinny zainteresować trzy miejsca: kosmopolityczne i artystyczne Belleville, malownicze Ménilmontant oraz słynny, przepiękny Cmentarz Pere Lachaise. (Ten ostatni należy zresztą moim zdaniem do tych miejsc, które w Paryżu zobaczyć trzeba bezsprzecznie, nawet podczas szybkiej weekendowej wizyty.)
O Belleville pisałam już trochę w kontekście licznych artystycznych pracowni i squatów tam się znajdujących. Ta kosmopolityczna dzielnica stała się ostatnimi laty paryską mekką dla wszystkich z niezależną duszą – mówi się czasem, że Belleville to ostatni bastion starego, autentycznego Paryża, cokolwiek ów „autentyzm” ma oznaczać (fakt jednak, że miejsce w większości ominęła wielka haussmanowska przebudowa Paryża w połowie XIX wieku, w rezultacie czego tutejsze uliczki zachowały oryginalny, małomiasteczkowy charakter).
Ménilmontant to tętniąca życiem dzielnica sąsiadująca z Belleville, usytuowana na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na panoramę Paryża (na zdjęciu poniżej w tle Centrum Pompidou). Okolica popularna nie tylko wśród miejscowych, ale też twórców filmów i piosenek, i to nie tylko francuskich (tu między innymi kręcono scenę pościgu w Mini w „Tożsamości Bourna”).
Ostatnio wielokulturowe Belleville i okolice, gdzie mieszkają po sąsiedzku imigranci z Afryki i Azji oraz artystyczna bohema dzisiejszego Paryża, zaczęło przyciągać coraz więcej przedstawicieli specyficznego paryskiego szczepu „bobo” (skrót od „bourgeoise-bohème”), wykształconych profesjonalistów z pełnym portfelem, którzy nie chcąc wpaść w pułapkę burżuazyjnego komformizmu, szukają wszystkiego, co świadczyłoby o ich artystyczej, cygańskiej i zaangażowanej duszy. Ich przybycie w te okolice oznacza, że coraz częściej w zestawach miejsc, gdzie „wypada bywać” pojawiają się lokale usytuowane w dwudziestej dzielnicy – również te bardzo eksluzywne, jak na przykład ostatni paryski snobizm, restauracja grillowa na tarasie szykownego hotelu Mama Shelter, która trafiła na szczyt większości rankingów najbardziej „trendy” paryskich miejsc tego lata. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że ta moda na „dwudziestkę” nie wyprze miejsc niezależnych i autentycznie artystycznych i że studenci w swoich piwnicznych klubach muzycznych, jak i artyści w squatowych pracowniach nie zostaną wyparci przez rosnące ceny oznajmiające nadejście ery „bobo”…
Słynny cmentarz La Pere Lachaise usytuowany jest mniej więcej pośrodku drogi między Menilmontant a znajdującym się na południowym krańcu „dwudziestki” prawdziwie wielkomiejskim Placem Nation. Ten największy, najbardziej znany i moim zdaniem zdecydowanie najpiękniejszy cmentarz Paryża, założony został na początku XIX wieku i od tego czasu wyrósł na prawdziwą nekropolię, miasto umarłych, w którym swoje miejsce spoczynku znalazło wiele z najznakomitszych postaci ostatnich dwóch stuleci. Pere Lachaise to obecnie miejsce międzynarodowych pielgrzymek – młodzi Amerykanie zdecydowanym krokiem pędzą na grób Jima Morissona, polskie wycieczki składają kwiaty pod nagrobkowym pomnikiem Chopina, geje i romantycznie usposobione kobiety składają pocałunki na grobie Oscara Wilde’a, zakochani wzdychają nad szczątkami tragicznych średniowiecznych kochanków, Abelarda i Heloizy – niemal każdy ma tu swojego bohatera. Są i tacy, którzy nie przychodzą tu po to, by zaliczać z mapą (bo bez niej nie da rady!) konkretne groby sławnych ludzi, ale po prostu by pospacerować w zadumie po alejach cmentarza lub poczytać w spokoju książkę na ławce na szczycie wzgórza. Istnieje też wiele tajemniczych kultów i legend związanych z tym miejscem – Pere Lachaise zasługuje na osobny, niesztampowy wpis, i zobowiązuję się, że prędzej czy później taki wpis się na tym blogu pojawi. Tymczasem zostawiam was z kilkoma zdjęciami z tych 43 hektarów pełnych przeszłości Paryża.
9 comments